Obraz świętej Elżbiety z Turyngii (węgierskiej)

SAM 1424

Do Zgromadzenia wstąpiłam w wieku 18 lat. Nigdy o tym nie myślałam. Moim marzeniem było zostać pielęgniarką, ale wtedy bardzo trudno było się dostać do liceum pielęgniarskiego. Poza tym ja nie lubiłam się uczyć.  

Za namową taty poszłam do zawodówki, by zostać krawcową. Tego zawodu też nie lubiłam. Szkołę skończyłam dlatego, że koleżanki szyły za mnie, a ja zapewniałam im rozrywkę i dobrą zabawę. Co do przyszłości to plany wiązałam z czymś innym. Chciałam być policjantką albo taksówkarzem. Zrobiłam nawet prawo jazdy na samochód i na motor, a że motor w domu był, a samochód nie, to często robiłam sobie przejażdżki  motorem. W ostatniej klasie zawodówki dwie moje koleżanki przyszły do mnie z wiadomością, że chcą wstąpić do klasztoru. Próbowały namówić mnie na rekolekcje, ale ja zawsze unikałam sióstr, bo nigdy nie miałam z nimi styczności i nie bardzo wiedziałam jak mam z nimi rozmawiać.  Ostatecznie udało im się  i mnie namówiły.

Do Nysy dostałyśmy się samochodem. Przyglądając się siostrom stwierdziłam, że są całkiem ładne, miłe i nawet niektóre pobożnie się modlą. To ich życie wspólne też nawet mi się spodobało.  Treści rekolekcyjne skłaniały do refleksji nad swoim życiem i pytaniem co dalej? Postanowiłam spróbować. Skoro Siostry mogą tak żyć to dlaczego nie ja.  Podczas rozmowy z jedną  z Sióstr powiedziałam jej że chcę wstąpić do klasztoru.  Ona zapytała mnie czy czuję powołanie od dziecka. Moja odpowiedź brzmiała że od teraz, od rekolekcji. Siostra stwierdziła, ze to jest młodzieńczy wybryk  i moje powołanie jest chwilowe, że mi przejdzie. Kazała mi po rekolekcjach wrócić do domu i odczekać pół roku.

To było bardzo długie pół roku. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Rodzice w tym czasie marzyli o tym że się niemi zajmę na starość jako najmłodsze z sześciorga dzieci. A ja czekałam.

Zimą pod pretekstem zakupu kurtki w Nysie przyjechałam do Sióstr. Miałam problem jak je znaleźć, bo nie pamiętałam drogi. Ostatecznie z przygodami, ale trafiłam. Spotkałam się z siostrą z którą poprzednio rozmawiałam. Ona bardzo zdziwiła się na mój widok, bo nie bardzo mnie pamiętała. Po rozmowie ustaliłyśmy termin wstąpienia i wróciłam do domu. Tam nikt się niczego nie spodziewał. Zostały mi 2 tygodnie i problem jak ja mam im to powiedzieć, od kogo zacząć. Pierwsza była mama. Zareagowała płaczem. Ale po chwili powiedziała mi, że jak raz zawierzyła mnie Bogu to drugi raz też to zrobi. Okazało się, że gdy była ze mną w ciąży to lekarz kazał jej dokonać aborcji, bo ja miałam nie przeżyć, a mamy życie też było zagrożone. Mama stanowczo odmówiła i oddała mnie w ręce Boga. Powiedziała mi wtedy, że jeśli będę szczęśliwa to mam iść. Gorzej było z tatą. Moje plany nie zgadzały się z jego planami na moje życie. Później się dowiedziałam że bardzo za mną płakał.  Dwa tygodnie minęły szybko. Zebrałam potrzebne rzeczy i dzień wcześniej wybrałam się jeszcze raz na przejażdżkę motorem.

Wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety 11.02 we wspomnienie Matki Bożej Lourdzkiej. W klasztorze zrobiłam maturę i szkołę pielęgniarską. Wiele lat pracowałam na neurologii w Nyskim szpitalu, a teraz jestem na emeryturze i zajmuję się chorymi w domu. Wiele się przez te lata działo, bo 44 lata życia zakonnego to już ładny kawałek czasu.