Pochodzę z terenów Śląska. Dorastałam w trudnych powojennych czasach. Przy naszej rodzinie wychowywało się dwóch osamotnionych chłopców, którzy zostali osieroceni podczas wojny. Moi rodzice bardzo przejęli się ich losem. Chłopcy jedli u nas posiłki, mieli zapewnioną pomoc materialną i pomoc w nauce jeśli była potrzebna. Spędzali w naszym domu dużo czasu. To z jednym z nich wiąże się moja pierwsza myśl o klasztorze.
Pamiętam moment, jak po szkole, opowiadał mojemu tacie o katechezie: ksiądz tłumaczył dzieciom, że w życiu mogą być różne powołania, zarówno do życia w małżeństwie jak i do życia poświęconego Bogu. Pamiętam jak barwnie i pięknie opowiadał o życiu zakonnym. Wtedy w moim sercu zostało zasiane ziarenko… Czas płynął, ziarenko wzrastało, a w moim sercu dojrzewała myśl o życiu zakonnym. Chciałam pójść do klasztoru, ale mój tata miał problemy zdrowotne i nie mógł pracować. Dlatego musiałam pomóc w utrzymaniu domu. Rozpoczęłam pracę zawodową, a czas płynął.
Jednak myśl o życiu zakonnym cały czas mi towarzyszyła. Dlatego, gdy tylko sytuacja rodzinna trochę się ustabilizowała postanowiłam zgłosić się do klasztoru. Jedyne siostry które znałam, to były Siostry Sercanki. Do nich trzeba było mieć wyprawkę, a ja nie miałam tyle pieniędzy, dlatego szukałam dalej. Na elżbietanki trafiła trochę przez przypadek. Pewnego dnia wzięłam z kościoła jakieś czasopismo. Z tyłu były informacje o różnych zgromadzeniach żeńskich. Modliłam się w duszy by Pan Bóg wskazał mi drogę. Prosiłam jeszcze by to nie był zakon klauzurowy i nie chciałam Sióstr w brązowym habicie – podobały mi się te czarne. Więcej kryteriów nie miałam. Zamknęłam oczy i palcem sunęłam po kartce. Zatrzymałam się na napisie Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety. Zaufałam Bogu i postanowiłam skontaktować się z Siostrami. Teraz już wiem, że u Pana Boga nie ma przypadków. Tego samego wieczoru poszłam do pracy na nocną zmianę. A że było spokojnie, to w tym czasie napisałam list, żeby nawiązać kontakt z Siostrami. Byłam rzeczowa i konkretna. Jasno napisałam o tym, że chcę wstąpić do klasztoru, w jakiej jestem sytuacji i pytałam kiedy mogę przyjechać. Siostry odpisały i umówiłyśmy się na spotkanie. Podczas mojej pierwszej rozmowy zadałam Siostrom ważne dla mnie pytania. Ta rozmowa dała mi dużo pokoju. Tak podjęłam decyzję.
Do klasztoru odwieźli mnie kierownik z pracy i jeden kolega. On chyba robił sobie jakieś nadzieje względem mnie. Przyjeżdżał aż do samych ślubów wieczystych. Powiedziałam mu otwarcie: „Poświęciłam swoje życie Bogu i to na zawsze, i mam nadzieję, że tak zostanie do samej śmierci”. I z Bożą pomocą tak jest. Ziarenko, które zostało zasiane dawno temu wzrosło i przynosi plon obfity.